Wiele kontrowersji wzbudzają zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany dotyczące refundacji środków chłonnych. Po ich wprowadzeniu osoby zmagające się z chorobami układu moczowo – płciowego mogą mieć do nich utrudniony dostęp.
Źródłem niepokoju stał się projekt rozporządzenia opublikowany na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Z jego treści wynika, że wkrótce zmienią się zasady refundacji wyrobów medycznych wydawanych na zlecenie. Wśród nich wymieniane są wyroby chłonne, czyli pieluchomajtki, wkładki urologiczne, podkłady, majtki chłonne i pieluchy anatomiczne.
W tej chwili produkty można za odpowiednią odpłatnością nabyć w aptekach i sklepach medycznych. Niektórzy pacjenci mogą skorzystać z refundacji. Wśród nich osoby mające problem z nietrzymaniem moczu z powodu choroby nowotworowej, otępienia starczego czy uszkodzenia dróg moczowych.
Zlecenie na produkty chłonne może wystawić m.in. pielęgniarka ze specjalnymi uprawnieniami, specjalista w dziedzinie onkologii, chirurgii, geriatrii, neurologii, urologii, ginekologii onkologicznej czy lekarz POZ-u. – W skali miesiąca wystawiamy około 30 takich zleceń. Wypisujemy je zwykle na 12 miesięcy – usłyszeliśmy w jednej z przychodni, pod opieką której jest około 2800 pacjentów.
Obecnie pacjentowi w ramach refundacji przysługuje jednorazowo do 90 sztuk wyrobów chłonnych miesięcznie, czyli 3 sztuki na dobę, przy 30 procentowej dopłacie pacjenta. W przypadku pieluchomajtek, majtek chłonnych i pieluch anatomicznych limit cenowy wynosi 1,70 zł za sztukę, natomiast w przypadku wkładów anatomicznych i podkładów – 1 zł za sztukę.
Jakie zmiany wprowadza nowelizacja?
Zgodnie z planowanymi zmianami podniesiony zostanie limit minimalnej chłonności – do 450 g. Ma to na celu ograniczać potencjalne nadużycia, jak zgłaszanie do refundacji zwykłych wkładek menstruacyjnych. W projekcie pojawią się za to nowe kategorie: wyroby o chłonności między 450 g a 930 g z limitem finansowym 1 zł za sztukę, wyroby między 930 g a 1700 g z limitem – 1,70 zł za sztukę i powyżej 1700 g – tutaj limit wyniesie 2,30 zł za sztukę. Nowością jest wprowadzenie udziału własnego pacjenta (w wysokości 30 procent) w przypadku wyrobów powyżej 930 g.
Z refundacji nadal będą wykluczeni pacjenci z wysiłkowym nietrzymaniem moczu. Po raz kolejny zostali zdyskryminowani, na co zwraca uwagę przedstawiciele Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”. Swoje uwagi przekazali Podsekretarzowi Stanu w Ministerstwie Zdrowia, Maciejowi Miłkowskiemu.
Akceptując wprowadzoną z dniem 1 grudnia 2021 roku zmianę limitów finansowych i wprowadzenie przeliczników na sztukę oczekiwaliśmy przede wszystkim zrekompensowania nam rosnących wydatków na zakup pieluchomajtek, majtek chłonnych, pieluch anatomicznych, wkładów anatomicznych, urologicznych i wreszcie - podkładów. Tak się nie stało w przypadku pacjentów onkologicznych, którzy od 1 grudnia płacą więcej - napisali w piśmie do resortu. Czy zatem jesteśmy przeciwni zaproponowanym zmianom? Co do zasady nie, natomiast wymagają one, w naszym przekonaniu, uproszczenia i urealnienia limitów, które, w opinii naszych członków, są aktualnie niewystarczające.
Kontrowersyjne kryterium chłonności
Zgodnie z projektem, chłonność produktów ma być potwierdzana testem zanurzenia, polegającym na 30- minutowym umieszczeniu produktu w wodzie, pozostawieniu go do odciekania na 5 min, a następnie na ponownym zważeniu wyrobu. Różnica między wagą końcową a wagą początkową będzie określać chłonność wyrobu wyrażoną w gramach. Sposób mierzenia chłonności środków absorpcyjnych wzbudza wiele wątpliwości. Pojawia się pytanie, kto będzie dokonywał weryfikacji - czy będzie to niezależne laboratorium czy instytucja państwowa. A może pozostanie to jedynie na poziomie deklaracji producentów i dystrybutorów?
Kryterium chłonności samo w sobie nie decyduje o jakości pieluchomajtek, majtek chłonnych, pieluch anatomicznych czy wkładów urologicznych. Z pewnością nie jest kluczowe dla podkładów, których rola sprowadza się przede wszystkim do zabezpieczenia łóżka, a nie skóry pacjenta – twierdzi Anna Sarbak, prezes zarządu głównego „UroConti” . – Decyzję o zakupie wyrobu medycznego najczęściej podejmuje bezpośrednio pacjent lub jego opiekun. W pierwszej kolejności wybieramy kategorię produktu oraz rozmiar, którego potrzebujemy, a następnie dopiero sprawdzamy poziom jego chłonności, który przez producentów nie jest określany na opakowaniu w mililitrach lub gramach. Ponadto, każdy świadomy pacjent lub jego opiekun przy wyborze produktu bierze pod uwagę, czy jest on oddychający oraz jak długo potrafi utrzymać związany przez superabsorbent mocz, tak aby skóra pozostawała możliwie jak najdłużej sucha – dodaje pani prezes.
Członkowie „UroConti” obawiają się, że z powodów czysto finansowych zostaną zmuszeni do kupowania droższych wyrobów o chłonności powyżej 1700 g, które nie będą dostosowane do stopnia nietrzymania moczu oraz rozmiaru danej osoby. - Zaproponowany kierunek zmian oznacza dla nas wyższą cenę, a więc jeszcze wyższe współpłacenie i konieczność noszenia źle dopasowanego produktu, ze względu na nieopłacalność kupowania produktów o mniejszym rozmiarze - twierdzą. Zwracają też uwagę, że zaproponowana zmiana może niekorzystnie wpłynąć także na zanieczyszczenie środowiska spowodowane większą ilością odpadów.
Opinia przedstawicieli środowiska medycznego
Z doświadczeń przedstawiciel środowiska medycznego wynika, że każda zmiana oznacza komplikacje dla pacjenta. – Jeszcze przed nowelizacją produkty chłonne nie przysługiwały tym wszystkim chorym, którzy na co dzień z nich korzystają. Przykładem są choćby pacjenci ze stomią, którzy mają problem z utrzymaniem moczu. A ten problem dotyczy wielu młodych ludzi – mówi Iwona Zakrzewska, pielęgniarka stomijna.
Prof. Tomasz Banasiewicz ze Szpitala Klinicznego im. H. Święcickiego w Poznaniu jest zwolennikiem rozwiązań „hospital at home”. – Chodzi o to, aby jak najlepiej wyposażyć pacjenta w wyroby medyczne w domu, aby nie musiał z powikłaniami trafiać do szpitala. W tym kierunku idzie cały świat. Natomiast polski system proponuje zupełnie przeciwne rozwiązania.
Zdaniem profesora obniżenie refundacji wyrobów chłonnych może doprowadzić do tego, że u niektórych pacjentów będą występowały zmiany skórne, odleżyny i inne komplikacje. W związku z tym będą oni musieli być częściej hospitalizowani - doba pobytu pacjenta w szpitalu to koszt od 700 do 1000 zł. - W tej cenie mielibyśmy dokładne zaopatrzenie pacjenta. Im lepiej zaopatrzony chory w domu, tym taniej wychodzi leczenie globalne. Tymczasem w Polsce robi się pozorne oszczędności, które nie rozwiązują problemu.